Krzysztof Lipka i jego Statek szaleńców

 

 

Pamiętam, jak kilka lat temu na wieczorze autorskim, któryś z krytyków literackich zwrócił się do Krzysztofa Lipki: – „Ma pan jako pisarz bardzo wygodną pozycję, jest pan znany w środowisku i doceniony, a nie jest pan popularny…”

 

„Na szczęście!” – Skwitował to Krzysztof Lipka i nie byłem wówczas pewien, czy to ironia, czy też poza. Pomyślałem, że z tej dyskusji wynika jednak pewna racja. Krzysztof Lipka oświadczył wówczas, że stara się o to, by każda z jego książek była inna, na tym mu szczególnie zależy.

 

„To nie jest epoka Honoriusza Balzaka czy Emila Zoli, żeby autor pisał dwadzieścia tomów w jednym stylu.” – Stwierdził Krzysztof Lipka. „Ale krytyka może mieć kłopoty z zakwalifikowaniem pana profilu pisarskiego.” – Zauważyłem. I tu zapewne padło kluczowe zdanie Krzysztofa Lipki: „To już zmartwienie krytyki. A na popularności nieszczególnie mi zależy.”

 

 

I rzeczywiście Krzysztof Lipka należy do tych pisarzy, którzy wolą pisać niż publikować i wolą publikować niż występować na spotkaniach literackich.

I konsekwentnie dalej pisze wciąż odmienne. Publikuje od baśni („Laura na Zamku Godzin”) do traktatów filozoficznych (ostatnie cztery tomy wydane przez Uniwersytet Muzyczny im. Fryderyka Chopina).

 

Jednak sztuka pisarska spłatała Krzysztofowi Lipce figla, bo wszystkie te książki mają pewien wspólny mianownik.

Jest nim doskonała, klasyczna polszczyzna, która nic sobie nie robi z nowoczesności, ujęta w tradycyjnej formie. A gdzie nowoczesność? Zapytany o to pisarz Krzysztof Lipka odpowiedział:

„Język i forma to nie wszystko, w książce jest jeszcze treść, chociaż coraz częściej się o tym zapomina..… Czuję się klasykiem i chcę pisać jak klasyk. Swego czasu pokazałem w mikropowieści „Wszystko przez Schuberta”, że jeśli zechcę, to potrafię pisać rozmaicie, ale traktuję to jak zabawę, a nie jako poważną literaturę. Tematyka, którą podejmuję czy jej interpretacja, jest na wskroś nowoczesna, nikt by w wieku XIX tak wybranego przeze mnie problemu nie postawił. Moja myśl jest nowocześnie ukształtowana, a jeżeli w literaturze coraz rzadziej się myślenie spotyka, to jest już poza mną.”

Ale ostatnie książki Krzysztofa Lipki pokazują, że nie wszystko jest do tego stopnia w kolejnych tomach odmienne, jakby pisarz sobie tego życzył.

Najnowsza książka „Statek szaleńców. Dziennik pokładowy” (Manufaktura Słów, Gdynia 2020), w pewnym sensie zbliża się do jego spektakularnej powieści sprzed lat „Pensjonat Barataria”. Jest podobnie wizjonerska, tematyka zahacza o te same problemy, również wewnętrzny klimat, choć zapewne więcej obydwa tytuły dzieli, niż łączy.

 

„Statek szaleńców. Dziennik pokładowy” to raczej nowela niż powieść, jednowątkowa, prowadząca akcję w zamkniętym środowisku, refleksyjna, bezdyskusyjnie opatrzona tezą.

To na pewno proza najbardziej zbliżona do debiutanckiej powieści Pensjonat Barataria, jakby w późnych latach autor powracał do wątków z młodości. Nie jest to może komplement, ale maestria języka i formy jest w obu utworach niewątpliwie zbliżona.

 

 

„Statek szaleńców. Dziennik pokładowy” to opowieść alegoryczna, której tytuł mówi niemalże wszystko.

Gromada szaleńców, jak na średniowiecznych statkach, zmierza nie wiadomo dokąd, pod opieką załogi, która nie potrafi się oprzeć jej wpływowi. Dziennik piszą wszyscy do spółki (co zostało zręcznie uzasadnione). Wreszcie nie bardzo już wiadomo, kto jest chory, a kto normalny i Czytelnik ma prawo postacie mylić ze sobą. Całość dzieli się na trzy rozdziały, „Cisza morska i szczęśliwa podróż”, „Burza”, „Purgatorio”, których tytuły przypominają (ewidentnie tylko pierwszy), że Krzysztof Lipka jest muzykologiem. W książce jednak tym razem o muzyce nie ma mowy. Liczne motywy, nieco postmodernistycznie poszarpane, układają się w historię o tyle przerażającą, co szaloną jak jej bohaterowie; horror walczy z ironią, a szyderstwo z czarnym humorem.

 

 

Niewielka książeczka jest wielką alegorią czy parabolą, mająca pokazać, dokąd zmierza obecny świat.

To nie wizja tragiczna czy pesymistyczna. Bohaterowie tracą zdrowy osąd sytuacji, a ich postępowanie wciąż zaskakuje Czytelnika. Może i samego autora? Na pewno w tekście jest wiele niedomówień, przewrotności, autoironii, ale i wiele gorzkiego wizjonerstwa.

 

„Czy to rozczarowanie światem?” – Zapytałem autora. „Rzecz jasna! – Odparł Krzysztof Lipka. – „Nie przypuszczam, by dzisiaj którykolwiek z ludzi krytycznych nie był rozczarowany światem! Co innego, że to ostatnio moje stałe odczucie. A fakt, że daleko odeszło od marzycielskiego „Pensjonatu Barataria”, oddaje, cóż, że się starzeję…

Krzysztof Lipka „Statek szaleńców. Dziennik pokładowy”, Manufaktura Słów, Gdynia 2020

Agencja Informacyjna

 

Agencja InformacyjnaKultura, Jarosław December 16.12.2020

Zdjęcie Krzysztofa Lipki – fot. Adam Gut

 

https://agencja-informacyjna.com/kultura/tomasz-wybranowski-zapowiada-jednoczas/
https://agencja-informacyjna.com/kultura/sluchanie-jest-w-zyciu-wazne/