Z Piotrem Zarembą rozmawia Tomasz Zbigniew Zapert
Agencja Informacyjna: Już w poniedziałek 11. września 2023 r. o godzinie 21.10 jednocześnie w programie pierwszym Telewizji Polskiej i TVP Kultura odbędzie się premiera sztuki „Praski Reytan” Piotra Zaremby, wyreżyserowanej przez Tomasza Drozdowicza. Przedstawienie inauguruje sezon teatralny TVP. Sztuka „Praski Reytan”, rozgrywająca się w warszawskiej scenerii, jest silnie nasycona polityką i przywołuje istotny fragment polskiej historii.
Opozycja z okresu kiedy Polskę terroryzowali komuniści, w pierwszych miesiącach po II wojnie światowej, to zapomniany epizod naszych dziejów najnowszych. Z czego to wynika?
Piotr Zaremba: Zapomniany, pomimo że to najbardziej masowy ruch oporu wobec nowej władzy. Całe wsie były trzymane przez Urząd Bezpieczeństwa na mrozie żeby przed wyborami parlamentarnymi w styczniu 1947 roku wycofywały podpisy pod listami Polskiego Stronnictwa Ludowego. Mam wrażenie, że Polacy ten okres wyparli ze swojej świadomości. Okoliczności klęski były wstydliwe, skoro Stanisław Mikołajczyk – lider Polskiego Stronnictwa Ludowego, uciekł za granicę. Ogromna większość społeczeństwa została wtedy skazana na przystosowanie się do nowego systemu w trybie przyśpieszonym. Myślę, że wyparto z umysłów i serc poczucie upokorzenia. Może byłoby inaczej, gdyby Stanisław Mikołajczyk zdecydował się na męczeństwo.
Zainteresowania tą formacją wyniósł pan pro domu sua, ze studiów historycznych, a może z wieloletniej pracy publicysty politycznego?
Piotr Zaremba: Moja tradycja rodzinna jest bardziej związana z Polska Partią Socjalistyczną, choć niektórzy socjaliści też się angażowali w Polskie Stronnictwo Ludowe. Ale na studiach zwróciłem się ku historii najnowszej. Był czas „nocy gen. Wojciecha Jaruzelskiego” (13 grudnia 1981 r. wprowadził na terenie Polski „stan wojenny” i zakazał działalności organizacjom demokratycznym i prowolnościowym, rozwiązując je).
Do prac na tamtego Polskiego Stronnictwa Ludowego, tuż powojennego trudno było dotrzeć. Coś tam wydawano, ale poza cenzurą albo zagranicą. Za to w warszawskiej bibliotece publicznej na ul. Koszykowej można było zamówić stenogramy obrad Krajowej Rady Narodowej i Sejmu Ustawodawczego. A tam wystąpienia posłów Polskiego Stronnictwa Ludowego dawały obraz represji, szybkiego komunizowania Polski. Z drugiej strony był to zapis oprotestowania tego wszystkiego w poetyce parlamentarnej. Byłem przejęty kontrastem między tą poetyką niby parlamentaryzmu, a rzeczywistością terroru. Pod wpływem tego wrażenia na studiach napisałem broszurę, małą historię Polskiego Stronnictwa Ludowego, którą wydała mi konspiracyjna oficyna „Pokolenie”. Bardzo niedoskonałe dziełko, bo pisane bez dostępu do wielu źródeł. Po latach wróciłem do tematu w powieści „Zgliszcza”.
Stanisław Mikołajczyk był politykiem krótkowzrocznym, czy tragicznym?
Piotr Zaremba: Adam Woronowicz, w „Praskim Reytanie”, znakomicie zagrał postać Stanisława Mikołajczyka. Uważam, że miał prawo spróbować porozumienia z komunistami żeby ich pokonać w wyborach, choć było to od początku uwikłane w dwuznaczne kompromisy: jego posłowie w Krajowej Radzie Narodowej (KRN – ciało polityczne utworzone podczas II wojny światowej przez Polską Partię Robotniczą o charakterze samozwańczego polskiego parlamentu). zaczęli od głosowania za zaborem kresów wschodnich przez dyktatora Józefa Stalina, powtarzali o przyjaźni z Sowietami. Zarazem na dole (co pokazuję w „Reytanie”) działacze Polskiego Stronnictwa Ludowego podnosili temat suwerenności Polski. Ten eksperyment nie mógł się udać, ale w roku 1945 sam Stalin powtarzał, że Polska nie będzie komunistyczna, zabiegał przez chwilę o pomoc gospodarczą Stanów Zjednoczonych Ameryki. Amerykańscy eksperci uważali, że skomunizowanie Polski nie jest nieuchronne.
Potem po sfałszowanym referendum Stanisław Mikołajczyk nie miał pomysłu jak to zakończyć, skoro uruchomił tak potężny ruch. Był człowiekiem odważnym, ale jak typowy polityk traktował instrumentalnie swoje otoczenie. Dwuznaczna jest jego ucieczka, bo do końca zachęcał całe Polskie Stronnictwo Ludowe do oporu – pokazuję to w „Praskim Reytanie”. Komuniści podrzucili Stanisławowi Mikołajczykowi wieść, że będą go chcieli aresztować i moim zdaniem pozwolili mu uciec. Gdyby został, pewnie by go zamknęli, może skazali na śmierć. Czy można oczekiwać od polityka męczeństwa? Nie wiem, skoro zarazem wziął odpowiedzialność za tylu ludzi. Pojawia się tu dylemat kapitana, który powinien schodzić ostatni z pokładu statku.
W sztuce pojawia się również Stefan Korboński. Inspirowała pana jego memuarystyka?
Piotr Zaremba: Naturalnie. „W imieniu Kremla” czytałem już w latach 80. XX wieku – wydała to bodaj paryska Kultura. To stamtąd pochodzi scena sprzed stadionu Legii, gdzie mecenas zawiózł Stanisława Mikołajczyka tuż przed referendum, na mecz, żeby przypomnieć o opozycyjnej sprawie warszawiakom. Wspominał o chłopcach z Armii Krajowej, którzy chronili ważnych PSL-owców na stadionie. Potem opisał w innym miejscu mojego bohatera, Bolka, choć nie nazywał go imieniem i nazwiskiem, skoro ten został w Polsce. W „Praskim Reytanie” zagrał mecenasa cienką kreską ironii Wojciech Solarz
Kilka lat przed spektaklem powstała powieść „Zgliszcza”, uhonorowana przez jury Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza…
Piotr Zaremba: „Zgliszcza” to powieść o Polskim Stronnictwie Ludowym oraz o panoramie Polski powojennej. Stanisław Mikołajczyk i ludowcy zajmują centralne miejsce. Wydawało mi się, że to zapełnienie jakiejś luki. Tamto Polskie Stronnictwo Ludowe było za zmianami w stosunku do czasów międzywojennych, ale przeciw modelowi komunistycznemu. To podważa schemat masowej rewolucji dokonanej przez Polską Partię Robotniczą. Masowa była opozycja, a nie obóz nowej władzy. To także opowieść o Polakach, którzy po kilkuletniej okupacji, po wielkich stratach, osłabieni materialnie, wręcz biologicznie, wciąż się stawiają, tym razem porządkowi komunistycznemu. Na końcu „Praskiego Reytana” mój bohater, Bolek, wyjęty przecież ze „Zgliszcz”, mówi: „Nie dźwignęliśmy tego. Ale to był za wielki ciężar, nie tylko dla «Pingwina»”. „Pingwin” to jego pseudonim z Armii Krajowej. Ja się z nim zgadzam. Kiedy Polacy zaczynają się dostosowywać do nowego porządku, ja ich rozumiem.
„Mała ojczyzna” autora rzutowała na wybór miejsca akcji przedstawienia?
Piotr Zaremba: Miejsce akcji, warszawską Pragę, wybrała sama historia. Tu niemal wszystko jest autentyczne, łącznie z dialogami utrwalonymi w donosach. W jednym z historycznych opracowań znalazłem wzmiankę o Bolku Chmielewskim, 24-letnim chłopaku, który w grudniu 1947 r., już po ucieczce Stanisława Mikołajczyka, jako ostatni człowiek w Polsce stanął w jego obronie. Wydarzyło się to podczas zjazdu stołecznego Polskiego Stronnictwa Ludowego, kiedy wszyscy Mikołajczyka potępiali – ze strachu. Zastanawiające było dla mnie, dlaczego chłopak z Pragi, syn kolejarza, wykrzesał z siebie odwagę Reytana. Pisząc „Zgliszcza” sięgnąłem do materiałów Instytutu Pamięci Narodowej. Jest tam cała historia donosów na jego temat, inwigilacji i kolejnych aresztowań. To także historia jego złamania – szara, ale powtórzę: to był ciężar za wielki, nie tylko dla Bolka.
Praga podsyciła moje emocje – całe życie jestem z nią związany, bardziej z Pragą Południe, ale z plebejską Pragą Północ, gdzie to się dzieje, też. Poza wszystkim chciałem pokazać, jak młodzież robotnicza zmieniała się pod wpływem harcerstwa, szkoły i wreszcie wojennej konspiracji w „pięknych ludzi”, patriotów wiernych etosowi rycerskiemu.
Pośród bohaterów „Praskiego Reytana” znaleźli się także klasowi koledzy ze szkoły im. Leopolda Lisa-Kuli. Jan Olszewski i Józef Łukaszewicz.
Piotr Zaremba: Mieli wtedy po 17, 18 lat. Jana Olszewskiego gra w „Praskim Reytanie” Paweł Brzeszcz, młoda gwiazda Teatru Narodowego, Józka Łukaszewicza – Filip Orliński, gwiazda kampanii reklamowej Plusa. Jednym z bodźców do wyjęcia i przebudowania wątku o praskiej młodzieży ze „Zgliszcz” na potrzeby osobnego utworu było cierpienie Bolka Chmielewskiego wyczytane w ubeckich papierach. Drugim – historia jego kolegów z młodzieżówki Polskiego Stronnictwa Ludowego, którzy bronili siedziby stronnictwa w Alejach Jerozolimskich w Warszawie, po ucieczce Stanisława Mikołajczyka, żeby lokalu nie przejęli prokomunistyczni rozłamowcy. Obrońców pobili ubecy, potem młodzież relegowano ze szkół. Poszli do lasu, zostali pochwyceni, na skutek donosu kolegi. Józek Łukaszewicz został stracony w roku 1949.
Znałem ją też z papierów Instytutu Pamięci Narodowej, ale i z opowieści Jana Olszewskiego. Odbyłem z nim, na potrzeby „Zgliszcz”, kilka długich rozmów, a nawet zrobiłem dwa wywiady na ten temat: do tygodnika „Sieci” i do dziennika „Polska Times”. Dedykowałem mu tę powieść. On po dziesiątkach lat nie tylko wspominał przyjaciela ze szkolnej ławki, nota bene chłopca ze wsi, ale prowadził z nim ciche rozmowy. W roku 1948 odradzał mu pójście do lasu. Ale też zadawał sobie pytanie, co by było gdyby on tego dnia znalazł się w tamtym budynku. Im się mogło zdawać, że nie ma przed nimi przyszłości. On zaś poszedł na prawnicze studia w roku, kiedy jego kolegę powieszono. To była historia jak z greckiej tragedii. I jakaś zadra, o której ten adwokat i polityk bardzo szczerze opowiadał.
Specyficzny koloryt prawobrzeżnej Warszawy eksponują towarzyszące akcji kuplety.
Piotr Zaremba: Powstałe trochę do muzyki warszawskiej (Kapela Nicponie), a trochę hip hopowej (solistka Karolina Czarnecka) będącej swoistym współczesnym komentarzem. Pomysł umuzycznienia tej historii pochodził od reżysera spektaklu Tomka Drozdowicza. On zadał pytanie: jakiej muzyki słuchaliby dzisiejsi młodzi mieszkańcy Pragi. Teksty piosenek napisała Beata Hyczko (naturalnie poza „Balem na Gnojnej” i „Jadziem na Pragę”). Nadały one tej opowieści poetykę ballady.
Role były pisane pod konkretnych wykonawców?
Piotr Zaremba: Byłoby przesadą tak twierdzić, choć np. Adam Woronowicz, jako Stanisław Mikołajczyk się nasuwał – z powodu fizjonomii, tyle że jest wyższy od lidera Polskiego Stronnictwa Ludowego. Skądinąd pan Adam Woronowicz pojawił się na planie tego teatru, uzbrojony w gruntowną historyczną wiedzę, na temat tamtych czasów i tamtej postaci. Ale też wiedziałem, że będzie to pole popisu przede wszystkim dla młodych aktorów. Na Mikołaja Kubackiego, aktora o sporym dorobku filmowym („Apokawixa”, gdzie jest reprezentantem dzisiejszej młodzieży) wpadliśmy obaj: i reżyser, i ja. Okazał się Bolkiem idealnym, ma wiele twarzy, ale jest ujmujący, budzi sympatię, nawet swoimi wadami, bo to hulaka, trochę samochwał. Na początku pełen inwencji, radości życia, staje się zmiażdżonym zombie. Cierpienie Bolka Mikołaj oddał niezwykle sugestywnie.
Decyzje obsadowe to naturalnie dzieło reżysera. Czasem wydawały mi się w pierwszej chwili kontrowersyjne – jak obsadzenie Lidii Sadowej w roli Mamy Bolka. Ona jest przecież niewiele starsza od swojego „syna”, Kubackiego. Zagrała, wbrew moim obawom, wspaniale – to pokazuje siłę aktorskiego rzemiosła. Wymienię Justynę Fabisiak, jako wzruszającą Agnieszkę, Konrada Żygadłę, jako przerażająco zwyczajnego ubeka, Krzysztofa Szczepaniaka, jako drapieżnego majora Urzędu Bezpieczeństwa, Sławomira Packa, jako zapierającego się siebie nauczyciela Zielińskiego, Marię Ciunelis we wstrząsającym epizodzie ciotki Józka. Powinienem wymienić wszystkich, ale to 20 osób. Młodzi sprawdzili się wspaniale i jakoś przejęli się tą historią. Ja jestem całej dwudziestce bardzo wdzięczny.
To pański debiut w Teatrze TVP, lecz nie pierwszy kontakt z Melpomeną…
Piotr Zaremba: Piszę o teatrze, który od dzieciństwa był moją pasją. Piszę „bezprawnie”, zawodowi krytycy kręcą nosem, ale chyba łączy mnie ze sceną więź nie do przerwania. Zarazem Polskie Radio nagrało już cztery moje słuchowiska: „Kołtuneriadę” (pastisz „Moralności pani Dulskiej”), „Moją rodzinę” w reżyserii znakomitego Jarosława Gajewskiego, który coś zobaczył w tej rodzinnej opowieści, spektakl „Jutro premiera” – o inscenizacji w pewnym liceum sztuki Moliera i wreszcie…. „Praskiego Rejtana”. Radio przyjęło tę pisownię nazwiska – to oboczność.
Bo najpierw było słuchowisko w reżyserii Michała Zdunika – tam Bolka grał inny znakomity młody aktor Krzysiek Godlewski. Było dużo krótsze, bez wielu wątków, ale mnie sprawiło satysfakcję. Trójka aktorów: Konrad Żygadło, Kaja Kozłowska i Mariusz Urbaniec, świetni młodzi artyści, grała w obu „Rejtanach”. A największą moją przygodą było wystawienie mojej sztuki „Horror licealny” przez lubelski Teatr Panopticum, amatorski, w którym grają licealiści, a nad wszystkim czuwa mądry człowiek teatru Miecio Wojtas. Oni to grają z powodzeniem od półtora roku. Słuchowisko „Jutro premiera” to ten sam tekst, ale najpierw za swój własny uznali go najmłodsi aktorzy. Dla mnie to była największa satysfakcja.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Zaremba – polski historyk, dziennikarz, publicysta, komentator polityczny, krytyk teatralny, scenarzysta i pisarz. W 1990 r. ukończył studia na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1990–1991 działał partii Forum Prawicy Demokratycznej. Przez kilka lat pracował jako nauczyciel historii w XXIII Liceum Ogólnokształcącym im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie, a w pierwszym roku prezydentury Lecha Wałęsy w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Pracował jako dziennikarz, m.in. w dzienniku „Życie Warszawy” (1991–1996), dzienniku „Życie” (1996–1998), miesięczniku „Nowe Państwo” (1998–2002), tygodniku „Newsweeku” (2003–2010). Od października 2010 jest publicystą dziennika „Rzeczpospolita”, od lutego 2011 do listopada 2012 był publicystą tygodnika „Uważam Rze”. Publikował także w tygodnikach „Gazeta Polska” i „Tygodnik Powszechny” oraz dziennikach „Gazeta Wyborcza”, „Dziennik”, „Polska The Times”. Od listopada 2012 publikuje w tygodniku „W Sieci”.
Piotr Zaremba opublikował książki: „Czas na akcję” (Warszawa 1997 wywiad rzeka z Marianem Krzaklewskim, przeprowadzony wspólnie z Maciejem Łętowskim), „Młodopolacy – historia Ruchu Młodej Polski” (Gdańsk 2000), „Plama na suficie” (Warszawa 2004, horror), „Alfabet Rokity” (Kraków-Warszawa 2004, wspólnie z Michałem Karnowskim, zapis wywiadu z Janem Rokitą), „O dwóch takich… Alfabet braci Kaczyńskich” (Kraków 2006, (wspólnie z Michałem Karnowskim, zapis wywiadu z Lechem Kaczyńskim i Jarosławem Kaczyńskimi), „Marcinkiewicz. Kulisy władzy” (Warszawa 2007, wspólnie z Michałem Karnowskim, zapis wywiadu z Kazimierzem Marcinkiewiczem), „Romans licealny” (Warszawa 2009, powieść zawierająca wątki autobiograficzne, opowiadająca o grupie licealistów i ich nauczycieli z przełomu lat 80. i 90. XX wieku), „O jednym takim… Biografia Jarosława Kaczyńskiego” (Warszawa 2010), „Niepokorny” (Warszawa 2012, wywiad-rzeka z Bronisławem Wildsteinem; wspólnie z Michałem Karnowskim), „Uzbrojona demokracja. Theodore Roosevelt i jego Ameryka” (Warszawa 2012), „Demokracja w stanie wojny. Woodrow Wilson i jego Ameryka” (Warszawa 2014), „Zgliszcza. Opowieści pojałtańskie” (Warszawa 2017, powieść historyczna dotycząca dziejów politycznych Polski w latach 1945–1956), „Horror licealny” ( Warszawa 2020).
Stanisław Mikołajczyk (ur. 18 lipca 1901 r. w Holsterhausen, zm. 13 grudnia 1966 r. w Waszyngtonie) – polski polityk, przywódca Polskiego Stronnictwa Ludowego, poseł na Sejm II Rzeczpospolitej Polskiej (III kadencji), w latach 1943–1944 premier rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie w Londynie w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii, członek Komitetu dla Spraw Kraju od stycznia 1940 roku. Po II wojnie światowej został posłem do Krajowej Rady Narodowej i na Sejm Ustawodawczy, wicepremier i minister rolnictwa w Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej, członek Centralnej Komisji Porozumiewawczej Stronnictw Demokratycznych w 1946 roku.
Po politycznym, pokazowym procesie Zygmunta Augustyńskiego ( redaktor naczelny dziennika „Gazeta Ludowa – pismo codzienne dla wszystkich” – organ prasowy Polskiego Stronnictwa Ludowego, wydawany od 4 listopada 1945 r., jedyny niezależny dziennik w powojennej Polsce), zakończonego wyrokiem 15 lat więzienia, Stanisław Mikołajczyk zagrożony aresztowaniem i ostrzeżony przez Bolesława Brobnera o oczekującym uchyleniu immunitetu parlamentarnego, aresztowaniu i grożącej karze śmierci, 17 października 1947 zwrócił się do ambasady Stanów Zjednoczonych Ameryki o pomoc w ewakuacji za granicę. Do czego doszło 20 października 1947 r. Stanisław Mikołajczyk nie został przywódcą emigracji, a w kilka lat po przybyciu na Zachód rozszedł się nawet z dotychczasowymi współpracownikami, pozostając w izolacji politycznej. Stanisław Mikołajczyk, po ucieczce do Stanów Zjednoczonych Ameryki, został uchwałą Rady Ministrów z dnia 21 listopada 1947 pozbawiony polskiego obywatelstwa. Przywrócono mu je pośmiertnie 15 marca 1989 r..