Jest gorzej niż za czasów Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej

 

 

Aby myślenie marketingowe, jako dźwignia Promocji sprzedaży zwyciężyła, kraj w którym powstaje towar musi mieć dobrą reputację kulinarną czy też ogólną. Inaczej ten mechanizm nie zadziała.

 

Dla przykładu, dystrybutorzy polskich produktów na zachodniej Europie robią wszystko aby ukryć „Made in Poland”, ponieważ taka informacja przeszkadza w sprzedaży produktu, nawet żywności. W Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii, u dealera aut, elektryczne auto Fiat 500 ma wygrawerowane na wewnętrznej stronie drzwi napis „made in Torino”. Nie znajdzie się żadnej wzmianki, nawet w drobnym druku że spalinowa 500 jest robiona w Rzeczpospolitej Polskiej… gdyby była składana w Republice Federalnej Niemiec albo Japoni nie omieszkano by o tym trąbić we wszystkich materiałach marketingowych.

 

Luksusowa Marka Roku po raz trzynasty

 

Niektóre zachodnie marki kosmetyków są produkowane w Rzeczpospolitej Polskiej a sprzedawane też w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii, ale jako „generic” – niższa półka. Jako, że mają też napisy po polsku są zawsze niżej i tańsze. Główne, z wyższej półki produkty zawsze sugerują czysto angielskie pochodzenie. Dla Brytyjczyków, Niemców, Francuzów jakikolwiek produkt, który ma jakąkolwiek wzmiankę o pochodzeniu z mało prestiżowego państwa jest podejrzany. Takie są realia marketingu produktów.

 

Smutne jest to że pomimo „miliarda” magistrów/doktorów od marketingu, w Polsce chyba nikt tych podstaw nie rozumie. Nawet polska wódka przestała istnieć na półkach marketach w zachodniej Europie. Jest gorzej niż za czasów komunistycznej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, kiedy wódka była w większym wyborze i miała swoją marketingową moc… mimo że nie było magistrów od marketingu…..

O sukcesie produktu nie decyduje tak bardzo jego jakość lecz dystrybucja. Polska nie ma
własnych supermarketów na świecie. Nawet u siebie nie ma dobrej dystrybucji i
marketingu.

Aby coś sprzedać z alkoholu np. w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii trzeba mieć
układ albo z Diageo albo z Edrington. Te relacje są decydujące. Zacząć jednak trzeba od
własnych supermarketów.

Ostatnio w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii doszło to wojny korporacyjnej
Colgate z Tesco. Colgate podniosło ceny, bo wzrosły koszta produkcji. Tesco odmówiło
akceptacji nowych cen. Zdecydowano o całkowitym wycofaniu produktu z półek Tesco.
Ostatecznie Colgate ugięło się pod presją Tesco, szczegółów nikt nigdy nie pozna, ale bez
tescowej potęgi dystrybucji Colgate ponosiło duże straty, a klient w tym wypadku
obejdzie się kupnem innej marki pasty do zębów. Podobne sytuacje ostatnio dotyczyły
kilku innych produktów.

 

Godło „Teraz Polska” w procentach

Nieco inna sytuacja powstała, w kontekście produktów, bardzo popularnych w
Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i o prestiżowej marce, które nie mają
zastępników np. Marmite. Tu Tesco musiało być miękkie, bo dla Anglików to kultowy
produkt i potężna marka.

Wniosek: aby się liczyć w handlu trzeba mieć własną sieć dystrybucji plus ugruntowany,
silny marketingowo produkt. Pierwsze kryterium często kreuje drugie, czyli promuje
produkt. Koło się zamyka. Polska nie ma ani pierwszego ani drugiego.

Tristan Trzesowski

 

Agencja Informacyjna, opinie, źródło; facebook, 19.11.2022