Rozmowa Catherine Frot odtwórczynią głównej roli w filmie „Usłane różami” (tytuł oryginalny: „La fine fleur”) w reżyserii Pierre Pinaud. W Polsce ta miła komedia jest dostępna dla widzów od 20 sierpnia 2021 r. Dystrybutorem obrazu jest Forum Film Poland.
Co zachęciło Panią do udziału w filmie „Usłane różami”?
Catherine Frot: Początkowo zaintrygowała mnie mnie postać głównej bohaterki Eve Vernet. To kobieta, która była chlubą w swojej dziedzinie, tylko dawna chwała nie lśni już tym samym blaskiem. Szansa na powrót „do gry” pojawi się, jeśli bohaterka przyjmie pomoc osób, które również są blisko dna. Ludzie, którzy mają poważne kłopoty, są zamknięci w swojej samotności, lecz pomimo dzielących ich różnic w końcu znajdują wielkie oparcie we wzajemnej solidarności. Uderzyły mnie wymiar społeczny i humanizm opowieści „Usłane różami”. Zdałam sobie sprawę, że w historii o tym, że warto sobie pomagać, róże są bardzo istotne. Ich motyw dodał fabule subtelności i poezji. Muszę przyznać, że wcześniej nie poświęcałam zbyt dużo uwagi tym kwiatom. Udział w filmie „Usłane różami” to zmienił. Odbyłam niezwykłą podróż przez nieznany ląd. Nie patrzę już na róże w ten sam sposób co kiedyś. Wiem, że ich piękno wymaga wielkiej pracy i troski.
Powróćmy do roli Eve Vernet.
Catherine Frot: Dla aktorki Eve Vernet to bardzo ciekawa postać, ponieważ jest złożona i w trakcie rozwoju akcji mocno się zmienia. Początkowo to dumna, uczciwa, odważna kobieta, ale zamknięta w sobie. Jest w niej napięcie, bo życie ją poobijało. Idzie naprzód głównie dzięki swej specyficznej monomanii. Była królową na swoim polu, silniejsi konkurenci odebrali jej koronę, a jednak ona z niesamowitą determinacją kontynuuje walkę o przetrwanie. Eve Vernet jest trochę jak dąb. Na powierzchni solidna jak skała, a w środku osłabiona przez rany, które uważa za niewidoczne: śmierć ojca, upadek jej biznesu i pewna anonimowość, do której nie przywykła. Pomoc ze strony trójki zagubionych przybyszy rozpoczyna proces społecznej integracji. Eve Vernet zadaje sobie samej nowe pytania. Wreszcie rozwiną się w niej uczucia, o których myślała, że jako bezdzietna kobieta nie będzie w stanie nigdy doświadczyć. Granie kogoś, kto wychodzi ze swojej skorupy jest zawsze ekscytujące, tym bardziej, gdy – tak jak w tym przypadku – kieruje się bezinteresowną w wielkiej mierze pasją. Eve Vernet żyje tylko dla utrwalania piękna, czegoś na pozór całkowicie bezużytecznego, co wielu uważa za ulotne, przestarzałe, ale jest przecież bardzo ważne, pierwotne. Eve Vernet prowadzi coś w rodzaju duchowych poszukiwań. Graniczy to z poezją, ale jest przy tym niepozbawione humoru.
Eva Vernet, w której postać się Pani wcieliła, jest artystką-rzemieślnikiem. Podczas pracy opiera się na guście i intuicji, wymaga również od siebie i innych umiejętności, skrupulatności i precyzji. Zagranie jej wymagało nauczenia się kilku rzeczy. Czy to było wyzwaniem?
Catherine Frot: O tak! Uwielbiam stwarzać na ekranie iluzję, że opanowałam umiejętności, których na co dzień wcale nie posiadam. To jedna z moich radości jako aktorki. Na przykład wciąż mam wspaniałe wspomnienia związane z lekcjami gotowania, otrzymanymi podczas pracy nad filmem „Niebo w gębie”, czy z lekcjami wirtuozerii fortepianowej, których mi udzielono przy „La tourneuse de pages”. Najnowszy film „Usłane różami” wymagał ode mnie nauczenia się hybrydyzacji. To umiejętność, związana z dużą precyzją. Pokochałam to. Moją nauczycielką była Madame Dorieux, właścicielka różanego ogrodu, w którym kręciliśmy film „Usłane różami”. Dla mnie taka nauka jest fantastycznym przeżyciem. Nawet jeśli zapomnę szybko, czego się nauczyłam, to zachowuję w pamięci przyjemność odczuwaną w czasie pobierania lekcji.
Czy kostiumy są ważne dla Pani?
Catherine Frot: Są niezbędne, bym mogła w pełni „zamieszkać” w mojej bohaterce. Z reżyserem Pierrem Pinaudem i projektantką kostiumów spędziłam dużo czasu na myśleniu o ubraniach Eve Vernet. Ona jest menedżerem przedsiębiorstwa, ale jednocześnie pielęgnuje pamięć o metodach pracy swojego ojca. Wyobrażaliśmy ją sobie w ubraniach po trosze męskich, które są zarówno nowoczesne, jak i staromodne; praktyczne, lecz nasycone przestarzałą elegancją. Od razu pomyślałam o niedzisiejszym krawacie, charakterystycznym kapeluszu i fajce. Fajka, którą Eve Vernet pali po cichu, z nostalgii za ojcem, jest także namacalnym wyrazem sprzeczności w jej charakterze, ponieważ oczekuje się od niej, by dbała tylko o woń róż. Sama też uważa, że należy rzucić palenie, by „nie popsuć sobie zmysłu węchu”. Uwielbiam, gdy czyjeś sprzeczności ujawniają się również w akcesoriach związanych z codziennym życiem.
Nie znała Pani wcześniej reżysera Pierre’a Pinauda. Jaki jest?
Catherine Frot: Pierre Pinaud jest czarujący, naprawdę wzruszający, elegancki, poetycki i taktowny jednocześnie. To człowiek, który żyje w pięknie i dla piękna. On sam jest jak kwietny ogród. Dla niego róża stoi niezaprzeczalnie w centrum filmu „Usłane różami”; róża, jej historia i jej uwiecznienie, które symbolizowane jest przez walkę Eve Vernet. To dzięki takiemu podejściu, poza wymiarem społecznym, jego film emanuje poezją, zmysłowością i emocjami.
Proszę też opowiedzieć o Pani partnerze z planu filmowego, Melanie Omerta, który zadebiutował w filmie fabularnym „Usłane różami”?
Catherine Frot: Melan Omerta był podczas castingu najlepszy. To trochę szalone, bo wywodzi się ze środowiska raperów i niewiele wiedział o pracy w filmie, a jednak od razu miał doskonałe wyczucie kamery. Występowanie z nim było zarówno intensywne, jak i proste. On wręcz promieniuje niesamowitymi emocjami. Jest wielkim aktorskim odkryciem.
Odnoszę wrażenie, że „Usłane różami” to film, który szczególnie Panią poruszył.
Catherine Frot: To prawda. „Usłane różami” to bardzo dopracowany, dobrze napisany i skonstruowany film, bogaty w treści. Opisuje trudności małego rodzinnego biznesu w konfrontacji z wielkimi korporacjami. Pokazuje też ujmującą kobietę, gotową walczyć o przetrwanie, bez wyrzekania się wartości moralnych. Jest pochwałą społecznej solidarności jako źródła zmian, a także wewnętrznej przemiany bohaterów. Wszystko to łączy wielka pasja do kwiatów.
Catherine Frot urodziła się 1 kwietnia 1956 roku w Paryżu. Jest jedną z najwybitniejszy francuskich aktorek. Już od najmłodszych lat przejawiała talenty aktorskie, zwłaszcza zmysł komediowy. Jako czternastolatka, nie przerywając nauki w szkole średniej, brała lekcje w konserwatorium w Wersalu. W 1974 roku, kontynuując naukę w konserwatorium, zaczęła uczęszczać do słynnej L’École Nationale Supérieure des Arts et Techniques du Théâtre (ENSATT), zwanej też Rue Blanche.
Jako aktorka Catherine Frot zadebiutowała na Festiwalu Teatralnym w Awinionie w 1975 roku. Był to początek jej bogatej kariery scenicznej. Grała w takich spektaklach jak: „Niebezpieczne związki”, „Wiśniowy sad”, „Mewa”, „John Gabriel Borkman”. W 1983 została wyróżniona nagrodą francuskiej krytyki teatralnej (Prix de la Critique Théâtrale). Było wielokrotnie nominowana do nagrody Cezara i dwukrotnie otrzymała tę statuetkę, po raz pierwszy 1996 roku za rolę drugoplanową w filmie „W rodzinnym sosie” w reżyserii Cédrica Klapischa po raz drugi w 2015 roku za rolę pierwszoplanową w obrazie „Niesamowita Marguerite” w reżyserii Xaviera Giannolego. W 1999 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Moskwie została wyróżniona nagrodą za najlepszą rolę kobiecą w filmie „Dyletantka” w reżyserii Pascala Thomasa.
Więcej na ten temat pod linkiem:
Agencja Informacyjna, Wywiady, /DEC/ 06.08.2021