Co mają wspólnego Wikipedia i Linux z ustawodawstwem? Czy czas już na zmianę ustrojową, która włączy realnie obywateli do tworzenia Państwa 2.0?
Nie jestem wielkim miłośnikiem Wikipedii z wielu powodów. Jest w niej sporo błędów i zdarzają się również nadużycia redaktorów, którym zdarza się kasować noty biograficzne osób, których nie darzą sympatią. Pomimo to, uważam, że jako taki projekt Wikipedii jest pomysłem doskonałym i sprawdzającym się w większości przypadków. Choć z zastrzeżeniami i z ograniczonym zaufaniem – regularnie korzystam z tego źródła wiedzy. Wiedzy za którą nikt jej redaktorom nie płaci, i nikt nie każe płacić również korzystającym za dostęp do potężnych zasobów.
Projekty takie jak Linux, Open Office i wiele innych bezpłatnych programów powstających dzięki współpracy tysięcy ludzi, zmieniają nasze myślenie o funkcjonowaniu świata.
Dlaczego w ogóle jest możliwe, że ludzi różnych narodowości pracują za darmo nad kodem źródłowym oprogramowania, rozwijają je, udoskonalają i również za darmo przekazują innym do użytkowania? Jakie wartości wyznają programiści i tłumacze poświęcają swój czas i energię dla innych osób, użytkowników ich oprogramowania, od których zapewne nie usłyszą nigdy dziękuję?
Nie wiem jakie wartości łączą programistów open source i redaktorów Wikipedii… Wiem natomiast, że łączą się przez… internet. Gdyby nie globalna sieć taka możliwość kooperacji ludzi z całego świata nie byłaby w ogóle możliwa. A przede wszystkim byłaby niezmiernie kosztowna, nawet zakładając, że nadal byłby to wolontariat. Proszę sobie wyobrazić wynajęcia ośrodka szkoleniowego na miesiąc dla 500 programistów z całego świata, którzy będą tworzyć aktualizację nowej dystrybucji systemu Linux Debian. Kto by zapłacił za ich bilety lotnicze, urlopy w pracy, wyżywienie i pokoje na miejscu?
Dzięki możliwościom jakie daje internet powstają wielkie i małe projekty, po najniższych możliwych kosztach, a ludzie z przyjemnością i radością poświęcają swój czas, wiedzę i umiejętności, żeby tworzyć nową jakość życia. Żeby uczynić świat trochę lepszym.
Skoro projekty takie jak Wikipedia czy wolne oprogramowanie potrafią angażować tysiące ludzi w wyposażonych w specjalistyczne kompetencje, dlaczego nie moglibyśmy skorzystać z tej energii dla dobra Państwa?
Polska Open Source to nie jakaś alternatywna forma rządów, tylko sensowne rozwinięcie idei demokracji. Skoro zbudowaliśmy system w którym wybieramy władzę, dlaczego nie możemy edytować jego kodu?
Wyobraźmy sobie wielką platformę cyfrową (WikiPaństwo) do której obywatel Jan Kowalski loguje się z pomocą zweryfikowanego narzędzia takiego jak Profil Zaufany czy MojeID. Następnie podobnie jak w Wikipedii znajduje interesujący go akt prawny czy innego rodzaju regulację. Załóżmy, że nasz Jan Kowalski jest nauczycielem i interesuje go ustawa o szkolnictwie. Czyta jej aktualnie obowiązujący tekst oraz propozycje poprawek przedłożonych przez komisję sejmową. Wreszcie przechodzi do działu dyskusji, gdzie od kilku dni trwa gorący spór pomiędzy nauczycielami, przedstawicielami partii, związków zawodowych, rodzicami uczniów i prawnikami Ministerstwa Edukacji Narodowej. Jan Kowalski składa w dyskusji propozycję jeszcze jednej poprawki do ustawy, która rozwiązuje w prosty sposób pewien problem. W dyskusji prawnik MEN pomaga zredagować zapis Jana Kowalskiego tak by stał się kolejnym paragrafem w nowelizacji ustawy. Nie obywa się bez ostrego sporu z opozycyjnym posłem, jednak większość dyskutantów i przedstawiciele Ministerstwa uważają, że poprawka Jana Kowalskiego jest wartościowa. Za kilka dni kończą się wirtualne prace nad poprawkami do ustawy i będzie ona głosowania na posiedzeniu Sejmu. To parlament ostatecznie zdecyduje, które poprawki komisji, ministerstwa i obywateli wejdą do ustawy. Głosowanie sejmowe tworzy swojego rodzaju mix – przegłosowana nowelizacja uwzględnia wielodniową edycję zapisów i w zasadzie akt prawny, nad którym teraz pochyli się Senat jest w 85% sformułowany od nowa w wyniku internetowych dyskusji.
Polska Open Source to projekt wyzwalający energię obywateli i zmuszający ich do wzięcia odpowiedzialności za Państwo. To więcej niż konsultacje społeczne, to społeczna budowa Państwa.
System prawny tworzony wspólnie przez polityków, prawników i obywateli w ramach wielkiej platformy społecznościowej. Niemożliwe? A kto wcześniej sądził, że możliwe jest powstanie Wikipedii albo Linuxa. Projektów nie jednorazowych, ale stale udoskonalanych, aktualizowanych, tłumaczonych na dziesiątki języków. W czasach internetu utopie przestałby być niemożliwe.
Nie ma wątpliwości, że wielu obywateli nigdy nie zaloguje się do systemu tworzącego rozwiązania prawne. Tak jak nie każdy edytuje hasła na Wikipedii. I to nawet dobrze. W rzeczywistości liczy się zaangażowanie specjalistów branż których dany akt prawny obowiązuje. Skoro tysiące Polaków jest gotowych redagować hasła w Wikipedii to nie mam wątpliwości, że chętnie tworzyliby podstawy państwa prawa – poprzez wirtualną inicjatywę ustawodawczą (zalogowani składają swój podpis pod wypracowanym wcześniej tekstem nowego aktu prawnego) lub propozycją zmiany prawa wychodzącą od rządu czy3 parlamentu. Dla rządu to sposób na pozyskanie (za darmo!) setek jeśli nie tysięcy specjalistów w danych dziedzinach, który dany akt zrecenzują, znajdą w nim wszelkie błędy i uchybienia, wreszcie być może zaproponują zupełnie nowatorskie rozwiązania własnego autorstwa. A wszystko w ramach wolontariatu.
WikiPaństwo nie eliminuje w żaden sposób obecnego systemu władzy, nie odbiera rządowi komptencji do zarządzania państwem.
Pozwala na efektywne pozyskanie energii i kompetencji obywateli dla budowania doskonalszej Polski. Takie systemowe redagowanie sejmowych uchwał w po kilku latach zmieniłoby scenę polityczną na bardziej merytoryczną. Do parlamentu trafiali by zaangażowani społecznie dyskutanci i twórcy poprawek. Posiedzenia Sejmu czy Senatu mogłby być krótsze, ale wszyscy parlamentarzyści spędzaliby wiele czasu w systemie cyfrowego państwa podczas pracy nad uchwałami. Sam proces legislacyjny w wielu przypadkach mógłby ulec nawet wydłużeniu, ale jakość tworzonego prawa państwowego byłaby dużo wyższa. Jednocześnie istniałaby ciągłość – obywatele na bieżąco wnosiliby postulaty poprawek do uchwał aby dostosowywać je do zmieniających się realiów świata. Marszałek Sejmu jako główny administrator systemu po zalogowaniu się do niego otrzymywałby informacje ilu obywateli w ciągu ostatniej doby zgłosiło poprawki do ilu uchwał. To pozwalałoby na ustalanie pracy Sejmu na kolejne miesiące, jednocześnie proces aktualizacji prawa byłby ciągły i płynny.
Miłosz Manasterski, Redaktor Naczelny Agencji Informacyjnej
Moje obserwatorium, Agencja Informacyjna, 17.12.2018