Bezużyteczne maseczki i fałszywe testy z Chin

Pandemia koronawirusa spowodowała znaczny wzrost popytu na maseczki ochronne oraz tzw. szybkie testy z Chin. Ogromne zapotrzebowanie na środki ochronne nie umknęło także tym, którzy chcą się wzbogacić na zaistniałej sytuacji. Chińskie firmy sprzedały do Europy miliony maseczek oraz testy na koronawirusa. Niestety, jak się okazało, są one bezużyteczne.

Holandia pod koniec marca otrzymała dostawę z Chin, w której było 1,3 miliona maseczek ochronnych posiadających certyfikat KN95, który oznacza, że maseczki powinny filtrować 95% cząstek. Rozdystrybuowany do szpitali towar został poddany testom po tym jak pojawiły się pogłoski o jego nieskuteczności. Dwukrotnie przeprowadzone testy wykazały, że maseczki nie spełniają wymogów. Użyta do ich produkcji włóknina zgrzewalna nie spełniała warunków specyfikacji FFP2. FFP (filtering face piece) to jedna z trzech klas systemu klasyfikacji półmasek ochrony dróg oddechowych. Minister zdrowia Holandii nakazał na początku kwietnia wycofać z użytku 600 tys. maseczek sprowadzonych z Chin.

Przypadek Holandii nie jest odosobniony. Podobna sytuacja miała miejsce w Hiszpanii i w Czechach. Tym razem jednak chodziło o tzw. szybkie testy do wykrywania koronawirusa.

Hiszpański rząd zmuszony był wycofać z użytku chińskie testy, które nie spełniały wymogów. Według hiszpańskiego Stowarzyszenia Chorób Zakaźnych i Mikrobiologii Klinicznej, 640 tysięcy zakupionych przez Hiszpanię testów daje wyniki fałszywie negatywne. Testy z Chin są wadliwe z powodu ich niskiej czułości, która jest poniżej 30%, chociaż powinna wynosić ponad 80%. Oznacza to, że testy nie są w stanie rozpoznać zakażenia, a pacjenci ze stwierdzonym pozytywnym wynikiem wiarygodnej, laboratoryjnej próby PCR mieli fałszywie negatywny wynik. PCR to podstawowa metoda stosowana w laboratoriach genetycznych i molekularnych, która pozwala na wykazanie bezpośredniej obecności wirusa.

Hiszpański rząd poinformował, że zestawy posiadały certyfikat CE – co świadczy o zgodności z normami europejskimi, jednak jak się okazało, firma od której zakupiono testy, nie posiada licencji.

Do sytuacji odniosła się na Twitterze Ambasada Chin w Madrycie, która poinformowała, że testy zostały zakupione w firmie Shenzhen Bioeasy Biotechnology, a firma ta nie posiada oficjalnego zezwolenia ani na produkcję ani na sprzedaż tego typu testów.

Również władze Czech dokonały zakupu szybkich testów z Chin. Czeski minister zdrowia przyznał, że od początku podejrzewano, że zakupione testy mogą dawać błędne wyniki, jednak nie są to testy diagnostyczne, a orientacyjne. Testy zakupione przez Czechów dają do 20-30% błędnych wyników. Władze jednak sądzą, że testy nie są bezużyteczne, bo w około 80% przypadków wyniki są prawidłowe i orientacyjnie można wykryć koronawirusa u pacjentów.

Agencja Informacyjna

 

Agencja Informacyjna, Gospodarka /now/06.04.2020 r.