Pióro, piłka i ekran

4 sierpnia 1993 roku odszedł Krzysztof Mętrak – niezwykła postać literackiego świata PRL-u. Pozostawił kilka przenikliwych książek o filmie, kilkadziesiąt świetnych esejów literackich, kilkaset tekstów okołofutbolowych i parę tysięcy recenzji.

Krzysztof Mętrak jako nastolatek wygrał konkurs tygodnika „Życie Literackie” i ówczesnego Ministerstwa Oświaty. Podczas studiów polonistycznych na Uniwersytecie Warszawskim zadebiutował jako krytyk w piśmie „Współczesność”. Niebawem został kierownikiem działu krytyki literackiej w warszawskim tygodniku „Kultura” i nawiązał współpracę z pismem „Film”. Kolejnymi przystankami na jego zawodowym szlaku były redakcje „Ekranu”, „Literatury”, „Twórczości”, „Kulis”, „Radaru” oraz „Piłki Nożnej”.

„W głowie mam setki pomysłów, lecz kiedy siadam do pisania, wszystko mi umyka i pojawia się pustka. Szkic, nota, omówienie tak, ale literacka kreacja jest ponad moje możliwości.” – Deklarował Krzysztof Mętak.

Za życia opublikował jedynie trzy książki: „Autografy na ekranie”, „Legendy nie umierają” oraz „Po seansie”, post mortem ukazało się kolejnych siedem. „Słownik filmowy”, „Dziennik z pawlacza”, „Grzejąc ławę”, tom wierszy „Jeśli jest niebo, będę tam”, zbiór esejów: „Krytyka – twórczość przeklęta”, dwa tomy „Dzienników”…

Istnieje i część ich trzecia, tekst jest zredagowany i gotowy do druku, lecz zgody na druk nie wyrazili rodzice autora, a gdy zmarli ich stanowisko podtrzymuje wdowa po Krzysztofie Mętraku.

Wydarzenia społeczne, kulturalne i sportowe przeplatają się w jego niekiedy chaotycznych zapiskach ze sprawami osobistymi:

„Zdarzało mi się budzić z wrażeniem, że jestem zupełnie innym człowiekiem. Niestety nader szybko przekonywałem się, że ów człowiek także ma pociąg do kieliszka” – Dworował Krzysztof Mętrak ze swego nałogu, którego nigdy nie okiełznał.

Polityka stanowi marginas diariusza. Ale smakowity.

„Adaś pryncypialny, zacietrzewiony jak dawniej. Tak wyobrażałem sobie komunistyczne doktrynerstwo żydowskie przedwojennych komunistów.” – Scharakteryzował w 1971 roku Adama Michnika – późniejszego redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”. „Mieczysław Rakowski (komunistyczny aparatczyk, red. nacz. tygodnika „Polityka” oraz premier rządu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej), nazywany w Warszawie »śmieciem«, już »koncertuje«. Janusz Wilhelmi (szef Komitetu Kinematografii PRL, red. nacz. „Kultury”, wiceminister Ministerstwa Kultury i Sztuki, uważany za bardzo cynicznego) miał rację – to są faceci, którym daj władzę, a wykonają wszystko. Ich nieuczciwość polega na etykiecie liberałów zaskarbiających sobie uczucia co bardziej zdezorientowanych. »Śmieć« należy do aparatu od czasów stalinowskich”. Najostrzej potraktował Józefa Lenarta, szefa Podstawowej Organizacji Partyjnej przy Związku Literatów Polskich i red. nacz. „Współczesności” : „Jego głupota jest przysłowiowa nawet w kręgach przychylnych mu partyjnych”.

„Już w ogólniaku (ukończył Liceum im. Romualda Traugutta na warszawskim Muranowie, gdzie także mieszkał za młodu) cechowała Krzysia wręcz chorobliwa nieśmiałość”. – Uważa Witold Izdebski – szkolny kolega Krzysztofa Męteka. – „O ile w pisaniu wypracowań nie miał sobie równych, o tyle ustne odpowiedzi nie zawsze kończyły się celującą notą. A występy na szkolnych akademiach nieraz finalizował z pomocą przypadkowych suflerów, chociaż na próbach wypadał doskonale. Świetnie radził sobie za to na boisku piłkarskim, ale to nie dziwota, skoro trenował w Polonii. I za poniewierany, przez „władzę ludową”, Klub z ulicy Konwiktorskiej, zawsze trzymał kciuki. A za największy, zmarnowany talent, w dziejach polskiego futbolu, uważał Wiesława Korzeniowskiego, rezerwowego gracza Legii, z którym konkurował w czasach juniorskich”.

Michał Listkiewicz daleko zajdzie”. – Zwiastował Krzysztof Metrak w roku 1984. W korespondencji z Moskwy, dla katowickiego „Sportu”, napisał: „Chyba każde polskie dziecko wie coś o postaci Feliksa Dzierżyńskiego, wybitnego rewolucjonisty, bliskiego współpracownika Lenina. Sądziłem, że i ja wiem o nim niemało. Musiałem jednak przeżyć chwile wstydu”.

W orbicie zainteresowań Krzysztofa Mędraka znajdowała się głównie filmowa fabuła, chociaż z kinematografią jako recenzent zaznajomił się przez egzotyczne filmy dokumentalne, realizowane na antypodach, kamerą niezapomnianego Zygmunta Samosiuka, z którym wkrótce się zaprzyjaźnił: „Sokole oko zapewnia mu maestrię malarskich ujęć godnych ścian Ermitażu, Prado czy Luwru. Wielu mu zazdrości. Nie tyle jednak daru estetycznego widzenia, co żony”.

Krzysztof przez wiele lat był jurorem Warszawskiej Premiery Literackiej i zazwyczaj, podczas kolejnych ceremonii jej wręczania, występował w charakterze laudatora.

„Zawsze odczytywał napisany nienaganną polszczyzną, mądry i przenikliwy, nierzadko ornamentowany żartem rękopis. Nie przypominam sobie, by mówił z pamięci, rzadko zerkał na widownię, rutyna nic w tej materii nie zmieniła”. – Wspomina Jan Rodzeń, kierownik Klubu Księgarza

Zawał serca zabrał go w wieku 48 lat „Nic się nie da zmienić: statystycznie wypada jedna śmierć na jednego człowieka”. – Mawiał Krzysztof Metrak. Miał rację.

Agencja Informacyjna

 

Agencja InformacyjnaKultura /TO-RT/ 02.08.2019