Nie był, jak niektórzy nasi bohaterowie, self-made manem w amerykańskim stylu. Pochodził bowiem z zamożnej rodziny krakowskich kupców, zajmujących się sprzedażą towarów kolonialnych. Co ciekawe, ród Steinkellerów miał pochodzenie szlacheckie. Jako katolicy Steinkellerowie emigrowali z brandenburskiego Pomorza najpierw do Austrii, a później osiedli w Polsce. Wedle krakowskiego historyka Józefa Wawel-Louisa rodzice Piotra Steinkellera „nie myśleli i nie pisali po polsku”.
Piotr, imiennik ojca, był jednym z pięciorga dzieci. Odebrał należytą edukację – w Wiedniu uczył się handlu i praktykował w banku. W 1818 roku wrócił nad Wisłę i przejął kierownictwo rodzinnej firmy. Na tym się nie skończyło: rodzinne środki oraz pożyczki postanowił zainwestować w górnictwo. Pod Jaworznem uruchomił kopalnię węgla kamiennego i cynkownię, wziął w dzierżawę grunty z pokładami rud żelaza, by mieć zapewniony dopływ surowca. W cynowni zatrudniał około 80 osób – i to na jakich warunkach! Zbudował mieszkania dla pracowników i podpisywał z nimi umowy o pracę. Absolutna nowość dwieście lat temu, gdy chodzi nie o cenionych specjalistów, z którymi zawierano kontrakty, lecz o zwykłych robotników, którzy w ten sposób zyskiwali gwarancję swoich praw i dokładne potwierdzenie obowiązków.
W 1825 roku Steinkeller sprzedał zakład produkcji cynku i przeniósł się do Warszawy. Cynkowym biznesem zajmował się również w Królestwie. Wydzierżawił rządowe kopalnie cynku, a walcownię blachy cynkowej wybudował… pod Londynem. W prężnie rozwijającej się stolicy Królestwa Polskiego rzucił się w wir przeróżnych interesów i inwestycji. Otworzył mianowicie dom handlowy, kupił młyn parowy nad Wisłą, zajął się importem soli z Anglii. Nie zapomniał o górnictwie, od którego kilka lat wcześniej zaczynał karierę wielkiego przemysłowca: lokował środki w kopalnie i przedsiębiorstwa hutnicze w Zagłębiu Dąbrowskim. Ten ośrodek przemysłowy bardzo wiele mu zawdzięcza.
Pod koniec lat trzydziestych zainwestował w transport. Otworzył obsługiwaną przez dyliżansy sieć kurierską w Królestwie Polskim, miał także przedsiębiorstwo żeglugi rzecznej.
W 1838 roku, kiedy na trakty Kongresówki ruszyły jego dyliżansy, zwane „steinkellerkami”, zainicjował powołanie Towarzystwa Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej – spółki, która miała zbudować koleje. Koncesję zezwalającą na powołanie przedsiębiorstwa wydał sam Mikołaj I. Wspólnikami, prócz Steinkellera, byli m.in. bracia Łubieńscy – hrabiowie Henryk i Tomasz. Notabene dzięki protekcji Łubieńskich Steinkeller jeszcze przed powstaniem listopadowym otrzymywał z Banku Polskiego znaczne pożyczki na swoje inwestycje. Planowana linia kolejowa miała prowadzić z Warszawy przez Grodzisk Mazowiecki, Skierniewice, Częstochowę do Maczek na granicy z Rzecząpospolitą Krakowską. Wiosną 1842 roku ukończono na całej trasie prace ziemne – przygotowania pod położenie torów.
I tu zaczęły się poważne problemy. Na etapie przygotowania do inwestycji zbankrutował jeden z udziałowców, spółka z Austrii, a Towarzystwo, wbrew nadziejom, nie otrzymało dotacji rosyjskiego rządu. Efektem było ogłoszenie w maju 1842 roku upadłości spółki. Akcje Steinkellera wykupił Bank Pożyczkowy Cesarstwa Rosyjskiego. Kiedy 14 czerwca 1845 roku otworzono pierwszy odcinek drogi żelaznej (Warszawa-Grodzisk Mazowiecki), Piotr Steinkeller nie był już udziałowcem epokowego przedsięwzięcia.
Jeśli wierzyć w fatum, to biznesowa klęska Towarzystwa Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej była początkiem serii niepowodzeniem Steinkellera.
Lata czterdzieste przyniosły również problemy z kopalniami, pożar zakładów parowych na warszawskim Solcu, niepowodzenia szeregu inwestycji (m.in. produkcji maszyn rolniczych). A trzeba było spłacać pokaźne długi… W 1849 przedsiębiorca ogłosił upadłość. Jego majątek w Królestwie Polskim został zajęty przez największego wierzyciela – Bank Polski. Piotrowi Steinkellerowi pozostały na otarcie łez mniejsze zakłady, położone m.in. na obszarze Rzeczypospolitej Krakowskiej. Kilka lat później zmarł w Krakowie na atak serca.
Już w oczach współczesnych był postacią jednoznacznie pozytywną, pionierem przemysłu, którego inwestycje służyły nie tylko osobistemu zyskowi, ale przede wszystkim rozwojowi krajowej gospodarki.
Artykuł jest fragmentem książki „Poczet przedsiębiorców polskich” autorstwa Marcina Rosołowskiego, Andrzeja Krajewskiego, Arkadiusza Bińczyka i Wojciecha Kwileckiego.
Książka “Poczet przedsiębiorców polskich” została wydana przez Warsaw Enterprise Institute, we współpracy z Fundacją im. XBW Ignacego Krasickiego. Sponsorami i partnerami książki byli: Bank Gospodarstwa Krajowego, Polski Fundusz Rozwoju oraz Fundacja XX. Czartoryskich.
Książkę „Poczet przedsiębiorców polskich” można kupić TUTAJ
Illustracja: by http://mbc.cyfrowemazowsze.pl/dlibra/docmetadata?id=43581Tygodnik Illustrowany 1859, t.1 nr 7 s. 52, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=75391147