Miłosz Manasterski: Polały się łzy me czyste, rzęsite

 

Dziennikarze nie są od głaskania polityków, mówienia: panie pośle, ale ma pan piękny krawat, co by pan nam dzisiaj chciał miłego powiedzieć o sobie. Nie! Dziennikarze mają obowiązek stawiać trudne pytania, drążyć, przypominać obietnice wyborcze, wypominać niekonsekwencje i nieścisłości.

Politycy nie powinni liczyć na komfort w studio telewizyjnym – dziennikarz reprezentuje bowiem wyborcę, ma nie tylko prawo ale i obowiązek w jego imieniu zapytać co się dzieje, dlaczego miało być dobrze a jest źle, dlaczego mówicie o pięknych ideach, a realizacja jest wątpliwa. A polityk w takiej rozmowie, w obliczu trudnego rozmówcy, ma okazję błysnąć inteligencją, ciętą ripostą, wyjaśnić wątpliwości i obronić swoje stanowisko.

Każdy występ w telewizji to jest okazja do pokazania klasy, tak żeby widz zobaczył, że nawet w obliczu kłopotliwych pytań polityk jest w stanie dobrze wypaść, zachować swój styl.

Wczoraj studio TVP Info opuściło w trakcie emicji trzech polityków Andrzej Halicki z Platformy Obywatelskiej, Piotr Misiło z Nowoczesnej oraz Adam Struzik z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Mieli prawo wyjść, nikt nie może ich zmuszać do udziału w programie „Woronicza 17”. Jednak wcześniej zgodzili się w nim uczestniczyć. Chcieli zaistnieć przed telewizyjną widownią.

Wyjście w trakcie programu ze studia telewizyjnego to jest PR-owa akcja ratunkowa. Pytanie Redaktora Michała Rachonia nie było jakimś atakiem personalnym tylko prośbą o odniesienie do fragmentu rzeczywistości – w tym przypadku nowej informacji Radia Szczecin dotyczącej mieszkania posła Stanisława Gawłowskiego. Zamiast wykorzystać obecność w studio do pokazania się od dobrej strony, jako politycy którzy są w stanie dyskutować, debatować, a może nawet bronić partyjnego kolegę uwikłanego w liczne problemy, politycy uciekli sprzed kamery.

Zapewne uciekinierzy z wizji nie mieli koncepcji jak w spójny sposób zachować się w obliczu nowych informacji. Zabrakło czasu na komunikację z biurem prasowym czy zarządem partii. Wyjście ze studia, choć drastyczne, jest całkiem zgrabnym rozwiązaniem. Wystarczy opowiedzieć później w innej telewizji że prowadzący zachowywał się agresywnie, że czuli się zaatakowani.  Widz konkurencyjnen stacji, który nie będzie sprawdzał jak naprawdę było w TVP, może kupić bajkę o biednych, zaatakowani politykach w tej strasznej telewizji.

Politycy zachowują się sami wobec siebie, na sejmowej trybunie i obok niej, tak agresywnie, że nie jest tego w stanie przebić żaden dziennikarz w telewizyjnym studio.

Zwłaszcza, że dziennikarze – w przeciwieństwie do posłów –  nie przekraczają pewnych granic. Jedną z nich jest nieobrażanie swoich rozmówców. Nawet najbardziej niechętny politykowi dziennikarz nie przekroczy tej granicy, której sam polityk w ogóle nie widzi stając na sejmowej mównicy lub na przedwyborczym wiecu.

Politycy są zaprawieni w bezlitosnych pyskówkach i agresywnych zachowaniach. Pokazują je codziennie w parlamencie i poza nim.

Dla swoich przeciwników nie mają ani litości, ani usprawiedliwienia. Wielu z nich jest gotowych obrażać, wdeptać w ziemię, zniszczyć słowem każdego, kto zagradza im drogę w marszu po władzę. Dopiero w studio Telewizji Polskiej okazuje się jacy są naprawdę  – a to przecież wrażliwi, uczuciowi ludzie, którzy nie mogą znieść werbalnego dręczenia przez niedobrych dziennikarzy. Zranieni krzywym spojrzeniem prowadzącego program zamykają się w sobie. Oburzeni brakiem empatii dziennikarza, który tak wcześnie rano śmie pytać o trudne i nieobgadane w partii tematy, wychodzą ze studia.

Wiadomo przecież, że dziennikarze to cyniczne istoty bez serc, a wszyscy politycy to wrażliwcy o gołębim sercu, którzy by nawet muchy nie skrytykowali.

Aż łzy same płyną do oczu.

Agencja InformacyjnaAgencja Informacyjna, Miłosz Manasterski, 14.05.2018